Rick Peckham (46 lat) pochodzi z Norwalk w stanie Ohio. Studiował jazz w prestiżowym Uniwersytecie stanowym North Texas na początku lat 80., później po ukończeniu został „wypożyczony” do słynnej Berklee College of Music gdzie wpierw prowadził zajęcia z kształcenia słuchu, a potem pracował w klasie mistrzowskiej z Halem Crookiem i Jimem Odgrenem. W 1992 objął rolę asystenta katedry gitary, którą piastuje do dziś.
Nagrywał i występował min z kwartetem George’a Garzone (płyta „Demetrio’s dream”) Jerrym Bergonzi, Mike Gibbsem i Davem Liebmanem. Gra też w działającym w Bostonie zespole Um, z którym występuje od 10 lat w klubie AS 220 w Providence na Rhode Island. Grają w nim, prócz gitarzysty, Hal Crook, nauczyciel z Berklee, wirtuoz puzonu i eksperymentator, bostońska legenda free perkusji, członek grupy The Fringe Bob Gullotti, basista Dave Zinno, a czasami dołącza do nich znany organista John Medeski. Formacja ta zrealizowała z udziałem Peckhama płytę „Stray dog” (dla Rope A Dope Records). Ale dopiero w tym roku ukazuje się nakładem ESC Records jego pierwsza płyta solowa „Left end”, nagrana w trio. Perkusista Jim Black jest znaną figurą na nowojorskiej scenie improwizatorskiej, a basista Tony Scherr znany jest z tria Billa Frisella czy projektu Sex Mob Stevena Bernsteina. Peckham grał razem z nim jeszcze w Teksasie, a potem panowie spotkali się w Bostonie. Asystentura na Berklee zobowiązuje i gwarantuje, że muzyka na pewno wykonana jest na wysokim poziomie. Kto jednak myślałby, że jego debiutancka płyta nauczyciela ze słynnej szkoły będzie pełna charakterystycznych, akademickich, jazzowych fraz w stylu Wesa Montgomery czy też Kenny Burrella ten jest w błędzie. W muzyce Ricka Peckhama jest bowiem więcej free-jazz-rockowej jazdy, której bliżej do Billa Frisella i Neila Younga, a rockowe barwy mieszają się z harmonicznymi rozwiązaniami rodem z jazzowej awangardy i duchem free jazzowych poszukiwań.
„Gdy nagrywam płytę nie próbuję udokumentować tego, co zrobił już ktoś inny. Chcę zagrać coś innego” – wyjaśnia artysta w wywiadzie przeprowadzonym przez Billa Milkowskiego.
„Ludzie zastanawiają się czy na moim debiutanckim krążku są nakładki w partiach gitary – powiedział – ale ich tam nie ma. Używałem zestawu, w którym miałem z jednej strony chorus i time delay oraz distortion po drugiej stronie i mogłem regulować sobie sygnał zwrotny przy pomocy volume pedału Ernie Balla. Steve Morse opowiadał o takim rozwiązaniu już lata temu. Chciałem uzyskać potężne brzmienie gitary na płycie bez względu na to co się wydarzy. Nawet jeśli miałem zagrać jedną nutę czy akord chciałem, by zabrzmiało to odpowiednio potężnie. Nie lubię słabego brzmienia gitary, choć jazz znany jest z tego, że często muzycy mają słabe brzmienie. Brzmienie samo w sobie jest formą ekspresji i zasadniczą częścią tego, co uwielbiam u swoich ulubionych gitarzystów”.
Jak wspomina jego zamiłowanie do jazzu bierze się z młodych lat. Jako początkujący muzyk dostał gitarę, której struny były za grube by je swobodnie podciągać i był to jeden z powodów, dla których postanowił ekspolorować jazz tradycyjny, grę Wesa Mongtomery, a przede wszystkim Granta Greena, którego ceni do dziś. Jego idolami byli i są ponadto Jeff Beck, Neil Young, Mick Taylor ze Stonesów, Billy Gibbons, Ritchie Blackmore, Paul Kossoff czy Joe Walsh, a z jazzmanów jego pokolenia: John Abecrombie i Bill Frissell.
Gdy przyszło do nagrywania płyty Peckham nie chciał by powstała kolejna jazzowa płyta, stąd też postanowił włączyć do muzyki osiągnięcia swoich rockowych idoli z Paulem Kossoffem na czele. Rick uwielbia tego gitarzystę oraz grupę Free. Dlatego jedna z kompozycji na autorskiej płycie nosi nazwę Mr. Medium w nawiązaniu do piosenki Mr. Big z repertuaru Free. Podobnie utwór Gibbons jest rodzajem hołdu złożonego Billy Gibbonsowi z ZZ Top. „Jego barwa, prowadzenie melodii, brzmienie i time bardzo do mnie przemawiają – mówi gitarzysta. „Mescalero” to świetna płytam, a „Rhythmeen” to jedna z najlepszych gitarowych płyt wszechczasów!”
Piotr Nowicki