Tomasz Krawczyk Z gitarzystą rozmawia Wojtek Rapa

Tomasz Krawczyk Z gitarzystą rozmawia Wojtek Rapa

20 listopada 2004 r. miałem zaszczyt wystąpić ze swoją grupą STILL WARM u boku wspaniałej Urszuli Dudziak i jej zespołu na otwarciu salonu Mercedesa w Szczecinie. Moją uwagę przykuł gitarzysta, który bardzo stylowo uzupełniał popisy Urszuli efektownymi solówkami. Pokazał, że nie obce są mu frazy z pod znaku Johna Scofielda, Billa Frisela czy też rockowych „tuzów”, takich jak: Jeff Beck czy Jimi Hendrix. Po koncercie przypomniałem sobie, że Tomek zdobył jedną z głównych nagród Konkursu Jazzowego im. Marka Blizińskiego w ramach festiwalu Guitar City 98.
Uważni fani gitary w Polsce zauważyli twoją grę na Festiwalu Guitar City ’98. Jak wspominasz tę muzyczną przygodę?

Tomasz Krawczyk: Ten festiwal składał się z konkursu, warsztatów i koncertów. Każdy z nich był okazją do spotkania z bardzo ciekawymi muzykami. Poznałem wielu ciekawych gitarzystów, z którymi do dziś utrzymuję kontakt. Koncerty oraz warsztaty prowadzone przez zaproszone gwiazdy były niebywałą szansą posłuchania oraz nawiązania dialogu z czołówką gitarowego topu. Na tych właśnie warsztatach miałem okazję zagrać z Johnem Abercrombie oraz Philipem Catherinem… Dla mnie udział w festiwalu był wielkim wyzwaniem, ponieważ był to moment, w którym zupełnie nie wiedziałem w jakim kierunku się rozwijam, nie miałem żadnego kontaktu z nauczycielami i byłem trochę wyobcowany ze środowiska muzycznego. Nagroda w konkursie i reakcja na mój występ były formą dowartościowania i sygnałem, że obrany kierunek jest właściwy. To dało mi „kopa” do dalszej pracy. Do dziś czerpię z tego inspirację.

 

– Cofnijmy się do początków. Jak przebiegała twoja edukacja muzyczna, pierwsza gitara, zespół?

– Pierwszą gitarę kupili mi rodzice. Była to polska gitara akustyczna. Byłem bardzo szczęśliwy. Grałem na niej godzinami z kolegą na korytarzu, bo tam był pogłos. Niedługo potem mój wujek kupił mi również polską gitarę elektryczną „Tosca”. Choć nie były to wygodne do grania instrumenty, to szybko do nich przywykłem. Żałuję że nie mam ich do dzisiaj. Ogólnie można powiedzieć, że jestem „samoukiem” ponieważ ani nie skończyłem, ani nawet nie zacząłem żadnej szkoły muzycznej. Na początku Maciek Sawicz z Regionalnego Centrum Kultury w Jeleniej Górze przygarnął mnie i mój pierwszy zespół PARADISE. Pod jego kierunkiem hałasowaliśmy i rzęziliśmy do oporu. Maciek był również gitarzystą i on uczył mnie podstaw. Potem poznałem Artura Lesickiego i Marka Napiórkowskiego. Chodziłem na prowadzone przez nich konsultacje dla gitarzystów w Miejskim Ośrodku Kultury w Jeleniej Górze. To był ważny dla mnie moment. Choć byłem totalnym leserem, to uwagi i porady, które wtedy usłyszałem brzmią mi w głowie do dziś. W późniejszym, bardziej świadomym okresie dopiero doceniłem kontakt z Arturem i Markiem i starałem się robić użytek z tej wiedzy.

 

– Z jakimi znaczącymi muzykami do tej pory pracowałeś?

– Ze Zbigniewem Namysłowskim w BIG BANDZIE KALATÓWKI oraz w zespole AIR CONDITION, z Michałem Urbaniakiem, Mariuszem Lubomskim, Justyną Steczkowską, z zespołem MAFIA, Urszulą Dudziak.

 

– Czy Urszula Dudziak jest wymagającym szefem zespołu? Dopuszcza demokrację czy jest dyktatorem?

– To osoba o niespotykanej dawce pozytywnej energii i niesamowicie pozytywnym podejściu do życia. W zespole panuje absolutna demokracja z wyraźnie zaznaczoną funkcją kierownika muzycznego, który koordynuje pracę, pisze nuty, robi aranże itd. Jedyne wymagania jakie stawia Ula zespołowi, to po prostu wymagania czysto stylistyczne, ponieważ muzyka, którą gramy nie zawsze jest łatwa w pierwszym kontakcie.

 

– W jakich projektach muzycznych można ciebie usłyszeć?

– SUPERPUDER. To prawdziwy garażowy zespół, bo próby mamy w garażu. Pokręcone brzmienia, trochę skreczy, fajna, energetyczna sekcja, nienadęty wokal w rockowym sosie. Oryginalna, autorska muzyka z refrenami. Płyta nagrana w studio RedaMusic w Łodzi zostanie wydana na przełomie marca i kwietnia przez wytwórnię Submarine Record. BISQUIT, to założony przez przypadek dwa lata temu zespół, w którym od razu coś zaskoczyło. Ciepły, a zarazem niezwykle charakterystyczny głos charyzmatycznej wokalistki Joasi na tle akustycznego brzmienia. W tym zespole gram głównie na gitarze akustycznej. Płyta już niebawem. Jedną z form, w której świetnie się realizuję to stworzony spontanicznie, nieobliczalny tandem JOWISZ z Janem Smoczyńskim. Pracujemy razem nad różnymi projektami, produkujemy, aranżujemy, komponujemy i godzinami przesiadujemy w jego prywatnym studio Tokarnia. Stworzyliśmy wspólnie między innymi muzykę do filmu Leszka Dawida „Moje miejsce”, który miał premierę na Warszawskim Festiwalu Filmowym 2004. Wykonaliśmy również aranżacje piosenek Zygmunta Koniecznego na płytę zatytułowaną „Konieczność Miłości” i zaśpiewaną przez młodych laureatów polskich festiwali. Można mnie również usłyszeć z Mariuszem Lubomskim w jego autorskim programie oraz z Agnieszką Skrzypek,  świetnie śpiewającą wokalistką jazzową.

 

– Jesteś gitarzystą bardzo wszechstronnym nie obce ci są obszary bluesa, rocka, jazzu. Który z tych stylów jest najbliższy twemu sercu?

– Podział stylistyczny jest dla mnie torturą. Nie umiem wskazać stylu, który jest mi najbliższy. Moim osobistym kryterium czy coś do mnie trafia czy nie jest to, czy po wysłuchaniu nagrania idę do sklepu i kupuję płytę. Większość płyt, które mam to płyty z muzyką rockową i bluesową.

 

– Twoi obecni faworyci gitarowi?

– Nie powiem nic oryginalnego. Moim największym faworytem jest Jimi Hendrix. Potem to już cała masa różnorodności: Jeff Beck, Wes Montgomery, George Benson, Steve Ray Vaughan, Weyne Krantz, John Scofield, Albert Colins, Bill Frisel. Z polskich gitarzystów bardzo lubię Darka Kozakiewicza, Zdzisława Zioło, Zbyszka Krebsa, Darka Krupę, Damiana Kurasza.

 

– Powracając do gitary: co zdecydowało o wyborze instrumentu?

– Totalny przypadek! Miałem 14 lat, przyszedłem do kolegi z podwórka jak co dzień, a on z innym kolegą obmyślali jak by tu założyć zespół. Ustalili, że będą

gitarzystami. Zapytali mnie czy chciałbym grać na basie, bo jest potrzebny. Ja odpowiedziałem, że tak, ale nigdy nie miałem basu w rękach. Wtedy jeden z nich wyjął z szafy gitarę basową i wręczył mi ją. Tak się zaczęło. Po roku zamieniliśmy się, bo on wolał bas a ja gitarę i tak już zostało. Na początku szybko robiłem postępy i to mnie motywowało.

 

– Czy przywiązujesz dużą wagę do techniki gry na gitarze?

– Ogromną wagę. Technika jest potrzebna żeby grać, ale technika rozumiana nie jako szybkość, lecz jako praktyka. Żeby dobrze grać solówki, ale także akompaniament – trzeba mieć dobrą technikę, to znaczy taką, która pozwala na granie tego, co się chce. Jak już grasz, to musisz zadbać o artykulację, którą możesz modulować według potrzeb. Technikę rozumiem jako umiejętność grania. Wirtuozerską technikę posiadają Stevie Vai, Joe Satriani czy Gary Moore, ale także James Hatfield, który gra perfekcyjnie akompaniament albo Kurt Cobain, który genialnie hałasował na gitarze.

 

– Czy możesz nam opowiedzieć jakich używasz gitar, wzmacniaczy, efektów?

– Używam gitary elektrycznej Les Paul Custom i akustycznej Lowden z rewelacyjnie brzmiącym przetwornikiem Headway dostarczonym przez firmę AL Tonex i zamontowanym przez p. Jacka Lorocha. Wzmacniacza Head Carvin Legacy 100W, czasami preampu JMP-1 Marshall z końcówką mocy, kolumny Marshall 4 x 10”. Ogólnie rzadko używałem efektów na scenie. Jeśli była taka potrzeba to korzystałem z efektu rackowego Ensoniq DP2+, ale niedawno go zgubiłem. Używam kaczki BOSS PW-10, tremolo BOSS TR-2, czasami przesteru Shred Master Marshalla i Turbo Rat.

 

– Czym chcesz zaskoczyć w przyszłości swoich fanów, których na pewno już posiadasz?

– Muzyka może zaskakiwać i gdy tak się dzieje, to znaczy, że jest świeża, odkrywcza, po prostu nowatorska. Jednak wymyślając muzykę lub grając na scenie nie myślę o zaskakiwaniu. Tworzenie muzyki to dla mnie intuicyjny proces nadawania formy dźwiękom lub myślom znajdującym się w głowie, a następnie prezentowanie tego jako swojej własnej wizji czy koncepcji. Robiąc muzykę myślę raczej „oto ja”, a nie „zobacz jakie to fajne – zaskakujące”. Mam pomysły, które bardzo chciałbym zrealizować i zrobię wszystko, żeby były ciekawe, ale czy będą zaskakujące? Nie wiem.

 

– W jakim kierunku według ciebie, młodego gitarzysty, rozwinie się styl gitarowy w XXI wieku?

– Różnorodność z jaką mamy do czynienia we współczesnym świecie, przepływ

informacji, tempo życia sprawiają, że trudno cokolwiek przewidzieć. Z jednej strony mamy stale utrzymującą się fascynację legendarnymi, wypróbowanymi instrumentami (Gibson, Fender) i wzmacniaczami (Marshall, VOX) a z drugiej kuszą nowinki techniczne (Line6, Parker). Jedna z tendencji, którą można zauważyć, to powrót do brzmień i instrumentów akustycznych. Nie wiem w jakim kierunku rozwinie się styl gitarowy, ale myślę że granica ludzkich możliwości jeszcze nie została osiągnięta. Styl kształtują indywidualności, zatem wszystko nadal w rękach ludzi.